Działkowcy! Każdy z nas przyczynia się do ograniczania skutków zmiany klimatu. Razem możemy więcej!
Działkowcy dla klimatu — za tym hasłem kryją się realne działania, które dla wielu działkowców są codziennością, jak choćby kompostowanie, zwiększanie bioróżnorodności, ponowne wykorzystywanie materiałów i szeroko rozumiana oszczędność zasobów, czy troska o zwierzęta. Zapytaliśmy zaprzyjaźnione działkowiczki i działkowców, czym jest dla nich działkowanie oraz jakie rozwiązania ograniczające skutki zmiany klimatu stosują w swoich ogrodach.
Rozmawialiśmy o wartościach, które spajają naszą społeczność, o poczuciu sprawczości i wspólnotowości. Dzięki nim pielęgnujemy nasze małe kawałki ziemi, nie tylko na nasz użytek, ale również z myślą o przyszłych pokoleniach. Robimy dużo, a razem możemy jeszcze więcej!
︎ Ruch działkowy od początku swojej historii związany był z wartościami proekologicznymi. Pierwsze ogrody wspierać miały zdrowie robotników miast poprzez stwarzanie warunków do ruchu na świeżym powietrzu i dostęp do samodzielnie wyhodowanych warzyw i owoców. Współcześnie, zgodnie z Regulaminem ROD Polskiego Związku Działkowców na każdej działce musi być kompostownik, a działania ekologiczne promuje
︎︎︎ Otwarty Program Klimatyczny PZD
Oto historie bohaterek i bohaterów naszych rozmów.
ANNA
ROD Fort Szczęśliwice, Warszawa
fot. Anna Parys
Od ponad 10 lat użytkuję niewielką działkę na terenie ROD Fort Szczęśliwice na warszawskiej Ochocie. Większość drzew i krzewów odziedziczyłam po poprzednim właścicielu. W ten sposób stałam się opiekunką m.in. kilku odmian róż, hortensji krzaczastej i całego „pola” piwonii. Jednak największy podziw wzbudza we mnie około 60-letnia rozłożysta morela. Jestem ogromnie wdzięczna, że mogę troszczyć się o tak sędziwe drzewo na swojej małej działeczce.
Kilka lat temu, z niepokojem zaczęłam przyglądać się efektom zmiany klimatu. Zaobserwowałam długotrwałe susze, nawalne deszcze oraz niezwykle dokuczliwy w okresie letnim wzrost temperatury w miastach. Ukojeniem było zanurzenie się w zieleni, w bliskości z naturą. Jednak z każdym kolejnym sezonem problem narastał. Wtedy zaczęłam zastanawiać się, co mogę zrobić, aby przeciwdziałać skutkom zmiany klimatu. Zdecydowałam się postawić na stopniowe wprowadzanie gospodarowania w obiegu zamkniętym.
Działka Anny, fot. Tomasz Kaczor
Pierwszym wyzwaniem było rozpracowanie procesu kompostowania na gorąco. Dzięki uzyskaniu dobrej jakości podłoża nie musiałam już kupować ziemi do kwiatów, nie przykładając się tym samym do ogromnie szkodliwej dla środowiska dewastacji torfowisk. Cały materiał organiczny jest u mnie kompostowany i wraca w postaci ściółki na rabaty i zagony.
Idąc o krok dalej, niemal całkowicie zrezygnowałam z kupowania roślin, do produkcji których używany jest torf, sztuczne nawozy i chemiczne środki ochrony roślin. Dużą część kwiatów wysiewam z nasion lub pozyskuję z wymiany z innymi działkowcami z naszego Ogrodu. Wspieram różnorodność gatunkową na wiele sposobów. Mam sporą łąkę kwietną, uprawiam rośliny miododajne, aranżuję schronienia dla owadów, drobnych ssaków oraz ptaków.
︎︎︎DOROTA
ROD Sady Żoliborskie, Warszawa
Dorota z rodziną przed szklarnią, fot. Paulina Kuszneruk
Jestem zwykłą osobą. Pochodzę z małego miasta, ale od 10 lat mieszkam w Warszawie. Kupiłam działkę w trakcie COVID-u — we wrześniu 2020. Przeznaczyłam na ten cel całą nagrodę, którą dostałam za moją debiutancką książkę („Pustostany”, wyd. Niebieska Studnia, 2019).
Mam wielką słabość do starych przedmiotów i lubię wymyślać dla nich nowe zastosowania. Często zaglądam do śmietników. Wyszukuję w nich niechciane przedmioty, które mogę użyć ponownie. Traktuję śmieci jako zasoby — darmowe, ogólnodostępne materiały budowlane, z których można stworzyć nowe, użyteczne obiekty. Bliska jest mi ekonomia wymiany (np. nasion, plonów, umiejętności) i współdziałania. Rezonuje też ze mną idea wypoczynku. Myślę, że to też rodzaj ekologii (selfcare). Działkowanie może być praktyką igrającą z kapitalizmem: jest pracą, ale taką, która ma sens (dla nas i świata!) Jest też czymś z pogranicza terapii — bo poprawia klimat od środka. Przywraca równowagę biologiczną w ekosystemie miast, a jednocześnie działa uzdrawiająco na ludzi, którzy znajdują w ogródkach swój azyl.
Na naszej działce, razem z moją partnerką, zbudowałyśmy szklarnię ze starych, drewnianych okien (od szklarni pochodzi nazwa instagrama, który razem prowadzimy: @oknonadzialke). Okna udało nam się pozyskać z grupy na Facebooku, promującej gospodarkę obiegu zamkniętego. Mamy też skrzynie na podwyższone grządki, które są zbudowane z czyjejś podłogi wyjętej z kontenera na gabaryty. Zbieramy deszczówkę do stojącej w ogrodzie wanny, a latem kąpiemy się, używając tej starej wanny jako nowoczesnego jacuzzi. Rzadko kosimy trawę, tylko kiedy naprawdę trzeba. Mamy kompostownik, dużo starych drzew owocowych, zaprzyjaźnione wrony i parkę jeży. Zazwyczaj przyjeżdżamy na działkę rowerami. Przez cały sezon korzystamy z niej jako pracowni i miejsca spotkań, organizujemy wymianki ciuchów i wspólne śniadania dla naszych przyjaciół. Działka jest naszym miejscem relaksu i ćwiczeniem z dbania o swój dobrostan.
︎︎︎WOJCIECH
ROD Metalchem, Toruń
fot. Wojciech Jerzy Nowak
Jestem działkowcem, wykładowcą, tłumaczem, aktywistą – w dowolnej kolejności. Moja działka znajduje się w starorzeczu Wisły. Dzięki okolicznemu starodrzewowi mogę japońskim sposobem pożyczać krajobraz zza płotu. Staram się do niego nawiązywać łącząc funkcje produkcyjne z ozdobnymi, zgodnie z ideą jadalnego krajobrazu (edible landscape). Od pięciu lat działka jest moim poletkiem doświadczalnym, gdzie zdobywam ogrodniczą wiedzę w towarzystwie dojrzałych nasadzeń pozostawionych przez moich poprzedników i dzięki wskazówkom działkowych weteranów. Traktuję ją jako nieustający, niespieszny projekt, obserwuję, jak rośliny pojawiają się i znikają. Stałe elementy, poza drzewami, to niezawodnie owocująca winorośl, niezmordowana dzika róża i obficie kwitnące piwonie i irysy.
Znajomi często nazywają działkę tajemniczym ogrodem, sąsiedzi często najbardziej zarośniętą działką w ogrodzie. Zieleń na działce staram się uzupełniać obiektami, które nawiązują do ważnych dla mnie osób, miejsc i doświadczeń, przedmiotami nostalgicznymi i sentymentalnymi, które pobudzają wzorem i fakturą, niedoskonałością, które coraz trudniej znaleźć poza zieloną, działkową bańką. Wpadnij w odwiedziny, działkę poznasz po miętowej, drewnianej furtce.
Miętowa, drewniana furtka do ogrodu Wojtka, fot.
Wojciech Jerzy Nowak
O stepowieniu Kujaw i Pomorza wcześniej tylko czytałem, teraz sam już tego doświadczam. Sporadyczne opady, kurzawy na polach widziane z okna pociągu, więdnące krzewy i drzewa w mieście, niepokojące wieści o (prawie) nieprzerwanej suszy płynące z zaprzyjaźnionego gospodarstwa RWS w Dobrzyniu nad Wisłą, pokazują, że zmiana klimatu wypycha nas nie tylko ze strefy komfortu, ale i bezpieczeństwa. Dlatego szczególnie bliskie są mi kwestie związane z retencją wody i zdrowiem gleby.
Podobno człowiek to jedyne stworzenie, które ma potrzebę sprzątania. Coraz częściej obserwuję efekty chęci podkreślenia tej odmienności gatunkowej za wszelką cenę; w przestrzeni miasta, czy to publicznej, czy prywatnej, często promowanej jako „zrewitalizowana“. Stąd określenie „zieleń urządzona“ ma dla mnie złowieszcze brzmienie i przywodzi na myśl połacie krótko ciętych trawników i równo przystrzyżonych iglaków, gdzie nie ma żadnej martwej materii biologicznej, żadnych zwierząt, a zwłaszcza owadów. Dlatego uważam, że działania na rzecz wprowadzania obiegów zamkniętych, bioróżnorodności i ochrony siedlisk są niezbędne.
Na działce Wojtka, fot. Wojciech Jerzy Nowak
Jako osoba wrażliwa na bodźce coraz częściej uciekam przed hałasem i coraz mniej mam przestrzeni, fizycznej i czasowej, na taką ucieczkę. Boleję nad tym, że w debacie publicznej, czy bezpośrednich rozmowach, problem hałasu jest trywializowany do indywidualnego widzimisię, lub promowany jest jako nieunikniony element postępu czy dobrej zabawy. Dlatego popieram zwiększanie świadomości odnośnie do zanieczyszczenia dźwiękiem i wprowadzania do użycia określeń takich jak „smog akustyczny“, które pomagają zdefiniować ten problem.
Kiedy zacząłem działać na działce, bardzo szybko zwróciła mi ona uwagę, jak wiele nie widać na pierwszy rzut oka, również w zakresie wzajemnych zależności w ogrodowym ekosystemie. Po nabyciu praw do działki, przez pełen sezon wegetacyjny postawiłem na możliwie najmniejszą ingerencję, co okazało się trafnym wyborem. Mimo wielu chwil słabości podczas ręcznego usuwania perzu i nawłoci, chęci złapania za glebogryzarkę, podkaszarkę, piłę i zamówienia wywozu gór wszelkiego rodzaju pnączy i gałęzi, wytrwałem, obserwując, jak wiele dzieje się w miejscach „nieuporządkowanych“. Grzebiuszka wykopana bez uszczerbku przy pierwszym wbiciu wideł w ziemię, traszki uciekające spod palców przy pieleniu, próchniaczek czerniawy znaleziony pod przekrzywioną płytą chodnikową, której zdecydowałem się nie osadzać w betonie, dzięcioły kujące w martwy konar starej śliwy, sikorki i wróble chroniące się w nieprześwietlonej róży, ropucha mieszkająca pod stertą gałęzi czy wiewiórki przychodzące się napić z zostawionego przy ścieżce garnka z wodą, pokazały mi dobitnie, jak ważna jest świadomość, że nie jestem jedynym użytkownikiem działki. Nie mniej istotna jest dokładna obserwacja, która pozwala na zachowanie istniejącego potencjału siedliskowego. Podobnie w przypadku nasadzeń — ptaki częściej odwiedzają działkę ze względu na piętrowość roślinności: od niskich krzewów do dojrzałych, wysokich drzew, nawet jeśli jednym z tych drzew jest kilkudziesięcioletnia tuja. Obecnie staram się znaleźć równowagę pomiędzy ingerencją w ogród a brakiem takowej, uwzględniając potrzeby wszystkich — może poza pomrowami — jej użytkowników.
︎︎︎JOANNA
ROD im. Jana Kochanowskiego, Gdynia
Zjawiskowa szklarnia na działce Joanny,
fot. Megi Malinowska
fot. Megi Malinowska
ROD im. Jana Kochanowskiego w Gdyni Witominie powstał w latach powojennych w ramach rekultywowania terenów po wysypiskach śmieci. Dziś można by to z powodzeniem nazwać projektowaniem regeneratywnym. Na takim terenie budownictwo mieszkaniowe po prostu nie wchodziło w grę ze względu na dużą niestabilność gruntu. W takich miejscach organizowano parki lub, jak w tym wypadku, właśnie ogródki działkowe. Nawieziono trochę czarnoziemu, robiąc opatrunek na zdegradowanym obszarze, i można było zacząć uprawy. Zdecydowałam się na zakup działki w jeden dzień, a było to na wiosnę 2006 roku. Od tamtej pory ciągle uczę się ogrodnictwa, czytam książki o tej tematyce lub zwyczajnie dopytuję sąsiadów o dobre i sprawdzone praktyki.
Na mojej działce warstwa ziemi jest najcieńsza — ma 20-25 cm ziemi. Wystarczy trochę pielenia i już wyłażą kamienie i gruz. Dlatego każdego roku dokładam z kompostownika kolejne warstwy.
Pamiętam dzień, kiedy pieliłam i siedział bardzo blisko mnie piękny gil, tylko czekając na pożywienie. Śliczny był. Ptaki zawsze wolą to, co nie jest dla nich przeznaczone, na przykład aronię. Jednego dnia objadły mi cały krzak, przyleciało całe stado, chmara.
Szklarnia Joanny i widok na Trójmiejski Park Krajobrazowy, fot. M. Malinowska
Za płotem mam już Trójmiejski Park Krajobrazowy (działka pani Joanny jest położona na wzniesieniu, co daje piękny widok na leśną dolinę — przyp. red.) Niestety spadek jest duży więc nie korzystam z tego terenu. Trzy lata temu była straszna burza z ogromną ilością deszczu i zapadła mi się ziemia — dziura miała 1,5 metra głębokości. To wszystko przez niestabilny grunt i warstwę śmieci pod spodem. Za płotem kiedyś była ścieżka, którą spacerowały sobie dziki, miały również takie legowisko — mogłam je swobodnie obserwować.
Kompostuję, bo to jest po prostu bardzo wygodne. Nie trzeba wyrzucać tych odpadów do specjalnego pojemnika, który jest daleko, przy wyjściu z ogrodu, a ja mam problemy z chodzeniem. Dlatego wszystkie odpadki organiczne wyrzucam tutaj. Moja córka z zięciem dostarczają mi jeden ze składników do kompostownika w postaci skorupek od jajek. Mają taki specjalny kontenerek w domu i przywożą mi to na działkę. Ja mam wiaderko przy kuchni letniej i wrzucam do niego różne rzeczy, ktore potem przynoszę tutaj, na kompostownik. Trzeba mieszać, doglądać i sporo się narobić przy kompoście, ale warto.
Szklarnia pani Joanny, fot. Megi Malinowska
Oczywiście zbieram też deszczówkę. Mam dwie beczki przy mojej szklarni, a kiedy pada podstawiam jeszcze dodatkowe wiaderka. W tym roku był niezwykle suchy maj i czerwiec. Susza doskwiera, a tu jest sporo chętnych, których trzeba napoić.
Mam też oczko wodne, ale to jest projekt nieskończony. Bardzo chciałam, żeby tu były rybki czy lilie wodne, ale jak dotąd nic mi się nie przyjęło. Ja jeszcze wielu rzeczy nie wiem i ciągle się uczę, dopytuję, czytam. Ciekawe jednak jest to, że wiosną żaby składają tu, w tym oczku skrzek. Bardzo się cieszę, że ten zbiorniczek przyciągnął tu nieludzkich mieszkańców okolicy.
Szklarnia jest zrobiona ze starych okien, jestem z niej bardzo zadowolona. Mam tu pomidory i papryki, przeróżne odmiany i rodzaje. Mniej więc od połowy lipca jem tylko swoje pomidory, a mój mąż bierze je kilogramami do domu i robi przeciery pomidorowe czy soki. Na bazie tych przecierów powstają zupy, które rozgrzewają nas jesienią i zimą.
︎︎︎
KASIA
ROD Fort Szczęśliwice, Warszawa
fot. z archiwum Kasi
Jestem ogrodniczką—amatorką, działkowiczką, a także działaczką Polskiego Związku Działkowców w moim ROD i w Okręgu Mazowieckim. Moja działeczka — bo tak lubię o niej myśleć i mówić — znajduje się w przepięknie położonym ogrodzie na warszawskich Szczęśliwicach, które są moim miejscem rodzinnym i ukochanym.
ROD Fort Szczęśliwice rozciąga się wokół fosy otaczającej Forty Szcza. Położenie ogrodu nad fosą i w pobliżu Parku Szczęśliwickiego określa jego wyjątkowy charakter, wynikający z wielkości kompleksu, jakim mogą dysponować ptaki. To ich wielkie siedlisko, gdzie mają miejsce do gniazdowania, znajdowania pożywienia, swobodę i bezpieczeństwo. Dla mnie, jako ogrodniczki, ma to kapitalne znaczenie, gdyż ptaki są moimi naturalnymi sprzymierzeńcami i dzięki ich obecności mogę uprawiać swój ogródek prawdziwie ekologicznie, pozostawiając szkodniki na moich roślinach sikorkom, rudzikom i innym małym ptakom, jako pożywienie.
Rabata Kasi, fot. Ola Andrzejewska
Podstawową zasadą, jaką kieruję się w opiece nad działką, jest niezakłócanie równowagi biologicznej. Nie zwalczam mszyc, bo wiem, że za chwilę larwy biedronek spokojnie się z nimi rozprawią. Nie pryskam, gdy zobaczę gąsienicę na roślinie, nie usuwam pokrzyw, bo tam motyle składają jaja. Bez pokrzyw nie byłoby trzepotu skrzydeł rusałki pawik czy admirałów, których pomarańczowe chmary uwielbiamy podziwiać.
Nie grabię liści na rabatach kwiatowych, pozostawiam część bylin, by się naturalnie rozłożyły, dając schronienie na zimę owadom. Tym samym wzbogacam moją glebę, o której kondycję dbam szczególnie, otulając ją kompostem czy traktując naturalnymi, śmierdzącymi nawozami.
Działka Kasi, fot. K.Maśna
Kieruję się miłością do roślin, pełna spokoju i zaufania do natury, dzięki temu nie muszę stresować się tym, czego nie zrobiłam, ale cieszyć się na myśl o tym, co mogę jeszcze zrobić. Nie wyrywam wszystkich niekontrolowanie kiełkujących roślin na moich rabatach, tylko przyglądam się im w nadziei, że to siewki pięknych kwiatów. Ta metoda bardzo dobrze się sprawdza — ja nie mam zbyt wiele roboty, a ogród świetnie sam sobie radzi.
Działania ekologiczne nie potrzebują wysiłku i dyscypliny. Według mnie wręcz przeciwnie, to nadgorliwość prowadzi do działań, które klimatowi nie służą. Nie kupujmy nawozów i oprysków, posadźmy rośliny, których nie będziemy musieli ciągle podlewać, cieszmy się ogrodnictwem, które jest fantastyczną przygodą.
BOŻENA
ROD ZELMOT, WARSZAWA
fot. archiwum Bożeny
Kiedy kilka lat temu kupiłam działkę, to szczytem moich marzeń był równiutko przystrzyżony trawnik. Co się zmieniło od tego czasu? Bardzo wiele – przede wszystkim zmieniłam się ja i moje postrzeganie otaczającego mnie zielonego świata. Było to możliwe dzięki Ogrodnikom, których spotkałam na swojej drodze i którzy pokazali mi, że można inaczej patrzeć na życie i na otaczającą nas Naturę. Teraz już wiem, że aby Ziemia dała mi to, co ma najlepszego, muszę się z Nią zaprzyjaźnić. Co to oznacza? Oznacza to, że przyjacielowi nie szkodzisz, ale dbasz o niego. Tak więc krok po kroku zmieniałam swój sposób uprawiania działki – zaczęłam od kompostowania. Okazało się, że już od ubiegłego sezonu nie muszę kupować ziemi do donic czy skrzyń, w których uprawiam pomidory, paprykę czy inne warzywa, bo wszystkie odpady zielone z działki przerabiam na kompost.
Zjawiskowa rabata, fot. Bożena Chuda
Teraz wiem już także, jak wiele mogę sama zrobić, by poprawić strukturę gleby na działce, ale także – a może przede wszystkim – zatrzymać wilgoć w glebie. Ściółkuję rabaty kompostem, zrębkami czy skoszoną trawą. Dach na altance został wyposażony w rynny, z których zbieram wodę i podlewam nią głównie warzywnik. Nie kupuję już nawozów sztucznych, bo na terenie naszego ROD mamy miejsca, gdzie wiosną pięknie rosną pokrzywy i mniszek lekarski – materiał na cenne gnojówki. Sieję też poplony po zebraniu warzyw, które wzbogacają glebę w cenne składniki. Nauczyłam się, że kiedy rośliny chorują, to nie trzeba od razu pędzić do sklepu po chemiczne opryski, często wystarczą naturalne środki – jak właśnie gnojówki, wywary czy roztwory np. z drożdży.
fot. Bożena Chuda
Mam na działce sprzymierzeńców, o których zaczęłam bardziej dbać. Powiesiłam budki lęgowe dla ptaków, a owadom zawiesiłam domki i poidełka. Staram się tak tworzyć rabaty kwiatowe, by były przyjazne owadom – jest na nich mnóstwo tzw. miododajnych roślin i odkryłam jak pięknie wygląda koniczyna w trawniku.
To wszystko, o czym napisałam, ta moja przemiana stała się możliwa, bo zrozumiałam, że moje działania – choć na tak maleńkim skrawku Ziemi jakim jest działka – mają znaczenie. Zrozumiałam także, że moją powinnością jest dzielić się z innymi tym doświadczeniem i zachęcać – tak jak kiedyś mnie – do podjęcia próby zaprzyjaźnienia się z Naturą.
︎︎︎
Działkowców łączy wspólnota doświadczenia, co — sprzyja samoorganizacji i wspólnemu działaniu. Niewielka przestrzeń ogródka, o ile nie jest tylko jałowym trawnikiem, wymaga uwagi i czasu. W funkcjonowanie ogrodu działkowego wpisany jest społeczny wymiar ogrodnictwa, potrzeba dobrosąsiedzkiej współpracy i wymiany doświadczeń.
Dotyczy to także działań na rzecz ograniczania skutków zmian klimatu — jak dobitnie pokazują powyższe przykłady, nie wymaga to eksperckich kompetencji, a jedynie ciekawości świata i otwartego umysłu. Działania na rzecz klimatu każdy może zacząć na własnym kawałku ziemi, choć jeśli mają być skuteczne, nie powinny zatrzymać się na furtkach samotnych pasjonatów. Widzisz u sąsiada ogród deszczowy? Zapytaj, jak powstał. Sąsiadka wynosi odpady zielone na osiedlowy śmietnik, a rabaty wzbogaca ziemią torfową? Podpowiedz jej, jak wygodnie kompostować.
︎ Działkowiczko, działkowcu! — jeśli chcesz podzielić się swoimi działaniami na rzecz ograniczania skutków zmiany klimatu, prześlij nam swoją historię na adres
rozkwit@samrozkwit.org